2013-02-17

Carpe diem...

"Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..."

[Horacy, Pieśni (1, 11,8)]


Przywołałam tę sentencję, bo kiedyś była mi bardzo bliska, a ostatnio jakoś o niej zapomniałam. I za sprawą książki "Stowarzyszenie umarłych poetów", którą właśnie skończyłam czytać, znów ją sobie przypomniałam.


Książkę napisał N.H. Kleinbaum na podstawie scenariusza filmu Dead Poets Society (1989) napisanego przez Toma Schulmana. Film otrzymał w 1990 roku Oskara za najlepszy scenariusz oryginalny.
Bohaterami książki są chłopcy uczący się w Akademii Weltona, elitarnej szkole średniej, której przyświecają wartości: Tradycja, Honor, Dyscyplina i Doskonałość. Od uczniów wymaga się bezwzględnego posłuszeństwa, wysokich stopni oraz podporządkowania się surowemu regulaminowi szkoły. Zajęcia prowadzone są w szkole w sposób tradycyjny i zupełnie nieinteresujący dla młodych chłopców. Odmianą okazują się lekcje języka angielskiego prowadzone przez nowego nauczyciela Petera Keatinga, który pragnie zaszczepić w młodych ludziach miłość do literatury, ale także radość życia (carpe diem) oraz potrzebę samorealizacji i podążanie za głosem serca.

Chłopcy, zafascynowani nowym nauczycielem, wskrzeszają Stowarzyszenie umarłych poetów i zaczynają spotykać się w pobliskiej grocie na czytaniu poezji i rozmowach o życiu: pierwszych miłościach, pasjach i marzeniach. Każde ich spotkanie rozpoczynaj się od hasła przyświecającego Stowarzyszeniu, gdy jego członkiem był Keating: “Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem… Chcę żyć pełnią życia. Chcę wyssać wszystkie soki życia.”

Młodzi ludzie mają swoje marzenia, chcą je realizować, ale surowość rodziców i placówki, w której się znaleźli skutecznie im to uniemożliwia. Todd nie chce grać w piłkę nożną, wolałby zająć się wioślarstwem, zaś Neil chce zostać aktorem, a nie prawnikiem i w tajemnicy przed ojcem przygotowuje się do roli Puka w "Śnie nocy letniej". Nikt nie pyta tych chłopców, czego oni chcą, czym chcieliby się zająć. Muszą za to bez sprzeciwu realizować plany i ambicje swoich rodziców.

Film oglądałam dawno temu. Pamiętam, że zrobił na mnie duże wrażenie. Książka ma podobną siłę rażenia. Przypomina najprostsze prawdy, takie jak carpe diem oraz aby zawsze być sobą, nie dać się wepchnąć w schematy. I choć cena za bycie sobą jest ogromna, to warto ją zapłacić, bo wewnętrzna harmonia i podążanie za głosem własnego serca są bezcenne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz