2017-05-04

Tourell Soderberg Marie „Hygge. Duńska sztuka szczęścia"

Odkąd pamiętam rozmyślałam o szczęściu - czym ono jest, jak je zdobyć, co daje szczęście, jak je zatrzymać, gdy już się pojawia, jak szczęśliwie żyć. I myślę, że nie jestem w tym osamotniona, każdego dnia wiele osób myśli o tym, jak być szczęśliwym. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, a na pewno pomogły mi w tym lektury różnych artykułów, rozmowy z bliskimi i książki oraz samo życie, że szczęście to ulotne chwile, które rodzą się wtedy, kiedy mamy w sercu pokój i harmonię. Niekoniecznie jest ono związane z wielkimi wydarzeniami w naszym życiu. Od czasu do czasu zdarza się tak, że zupełnie bez powodu jestem szczęśliwa, radosna, zadowolona. I kiedy ktoś pyta mnie o powód dobrego nastroju, to w zasadzie nie umiem mu odpowiedzieć, dlaczego tak jest. A czasem w dobry nastrój wprawia mnie usłyszana piosenka, czasem jest to widok kwitnących kwiatów, innym razem jest to bezinteresowny uśmiech kogoś w tramwaju, a jeszcze innym razem jest to sprawka dobrych myśli, które krążą gdzieś po głowie. Kiedyś gdzieś usłyszałam, że szczęście to stan umysłu. I w pełni się z tym zgadzam. To dzięki naszym myślom i harmonii w sercu, a także umiejętności nie ulegania podszeptom złych emocji stajemy się spokojni, a przez to szczęśliwi. Ale dlaczego o szczęściu dziś piszę?


Jakiś czas temu kupiłam książkę Tourell Soderberg Marie „Hygge. Duńska sztuka szczęścia”. Był to prezent, ale zanim go przekazałam - zdążyłam tę książkę przeczytać. O temacie "hygge" już co nieco słyszałam i bynajmniej nie pałałam do niego entuzjazmem. Ot kolejna moda - tak myślałam. A poza tym dlaczego ktoś ma mi mówić, jak mam być szczęśliwa. Sama przecież wiem, co mnie uszczęśliwia. Nie pytajcie więc, dlaczego kupiłam tę, a nie inną książkę. Ostatecznie mogłam kupić np. jedną z najnowszych powieści tego, czy innego pisarza/pisarki - bo osoba, dla której była przeznaczona, uwielbia czytać. Ponadto nie przepadam za tzw. modnymi książkami, a tak nosiła tego wszelkie znamiona. Poza tym jak ognia unikam książek, poradników, itp. napisanych przez aktorki i wszelkiego rodzaju celebrytów. A ta książka, jak się później okazało została napisana przez duńską aktorkę. Szczerze mówiąc, to chwyciłam tę książkę pod wpływem impulsu. No i spodobała mi się okładka - te roziskrzone światełka na ciemnym tle - są po prostu piękne.

Zabierając się za czytanie tej książki byłam bardzo sceptyczna, co do jej zawartości. Ot, jakieś krótkie treści, na 1/3 strony, trochę zdjęć i to nie na całej stronie, tylko jakieś takie malutkie - no katastrofa. W miarę, jak czytałam tę książkę zmieniało się moje nastawienie - bo cóż odkryłam? Otóż szczęście dla każdego znaczy coś innego. Dla jednych to chwile z książką, dla innych, to rodzinne spotkania, dla jeszcze innych to chwile kiedy mogą smakować dobre potrawy w gronie rodziny, czy przyjaciół, bezinteresowna pomoc innym, siedzenie w ciszy i kontemplowanie przyrody i wiele, wiele innych rzeczy i sytuacji. I to, co mnie w tym postrzeganiu szczęścia ujęło, to fakt, że wszystkie te szczęśliwe chwile, dla wielu osób, które są bohaterami tej książki, wiążą się z prostymi rzeczami i najprostszymi sytuacjami. Najbardziej chyba polubiłam pewną staruszkę, która piekła dla swoich sąsiadów placki. Sama była już wiekowa, a jeszcze chciało jej się robić coś dla innych.

Czasem szukamy szczęścia na końcu świata, podróżując po dalekich krajach, wydaje nam się, że tam je właśnie znajdziemy. A tymczasem najważniejsza podróż, jaką powinniśmy odbyć, to ta do naszego wnętrza. Wydaje nam się, że będziemy szczęśliwi, jak zgromadzimy dobra materialne - domy, samochody, antyki, piękne ubrania, itp. A tymczasem najbardziej szczęśliwi jesteśmy, gdy możemy się dzielić tym, co mamy z innymi - i nie chodzi tu o dobra materialne tylko, ale czas spędzony z innymi. Tak, czy inaczej polecam lekturę tej książki. Otwiera oczy na rzeczy i sprawy oczywiste, które jednak w codziennym zabieganym życiu nam umykają.

ps. Osoba obdarowana tą książką bardzo się z niej ucieszyła :-)